Trawnik idealny czy warto ?
Ilekroć przeglądam fora ogrodnicze, co chwile natrafiam na dyskusje typu: jak zwalczyć mlecze z mojego trawnika albo ratunku !!! czy da się go jeszcze jakoś uratować ? a w tle zdjęcie pięknego trawnika z trzema ciemniejszymi albo jaśniejszymi plamami. Jak się pozbyć koniczyny ? Kiedy wertykulacja ? aeracja ? jaki nawóz ? siatka na krety ? Kiedy mogę wejść na działkę po użyciu roundupu…. ?
Zazwyczaj pod takimi wpisami możemy spotkać zażartą dyskusje przeciwników i zwolenników takich, a nie innych rozwiązań. Co osoba to inne podejście do swojego ogródka i uprawy tego co posiadamy.
Generalnie dla uproszczenia można podzielić ludzi na zwolenników idealnego trawnika, przyciętego od linijki, bez śladu nawet maleńkiej koniczynki oraz na zwolenników natury, w tym mnie, którzy pozwalają na różnorodność w swoich uprawach.
Dyskusje tych dwóch grup przybierają często bardzo żywiołowe formy i zapewne mogłyby się skończyć rękoczynami gdyby odbywały się na żywo a nie w Internecie.
Jak już wspomniałem, jestem zwolennikiem bioróżnorodności, wiec nie ukrywam, że będę tutaj stronniczy. Wiadomo, piękny, krótko przystrzyżony, zadbany i głęboko zielony jednolity dywan cieszy oko, a jak zazdrości nam go sąsiad to cieszy się też serce i dusza.
Ale czy warto ?
Nie zagłębiałem się zbytnio w analizy cenników, posiłkowałem się kalkulatorem ze strony kb.pl. Założenie trawnika potrafi kosztować od 20 zł z siewu do 50 zł z rolki za metr kwadratowy, co wydaje mi się realną ceną na którą się składają: robocizna, równanie terenu, materiały, transport, projekt. Aby to bardziej uzmysłowić, dodam tylko że można to porównać z cennikiem układania paneli podłogowych zamieszczonym na tej samej stronie.
Do tego dodajmy koszt utrzymania, nawozów, wody, nie wspominając o systemie nawadniania, oraz środków zwalczania chwastów i szkodników roślin oraz własnej pracy… wszystko to nie gwarantuje oczywiście sukcesu.
Czy naprawdę musimy wydawać tysiące złotych, tylko po to aby po dokładnym przycięciu każdego źdźbła trawy odpalić gazowego grilla, z piwem w ręku zachwycać się tym, że za żadne pieniądze nie da się kupić takiego naturalnego widoku.
Każdy ogrodnik czy to amator czy zawodowiec kreuje własne środowisko dla własnych korzyści. Dla jedzenia, estetyki, relaksu, eksperymentu … Człowiek ujarzmił naturę tysiące lat temu. Ale czy aby na pewno ? Na stronie wielkahistoria.pl natrafiłem na ciekawy wpis poruszający to zagadnienie. Autor sugeruje, że neolityczna rewolucja agrarna jest jednym wielkim oszustwem. Człowiek odszedł od zbieracko-łowieckiego trybu życia na rzecz rolnictwa. Przestaliśmy polować i zbierać owoce rosnące w lesie aby zacząć uprawiać wymagającą i ciężką w uprawie trawę – pszenice. W tym celu musieliśmy się osiedlić, zorganizować w wioskach, chronić nasze uprawy przed szkodnikami. Przypatrując się sprawie pod tym kątem, można faktycznie odnieść wrażenie, że to pszenica nas udomowiła a nie my ją.
Wracając do tematu trawnika, czy warto się męczyć nad czymś z czego nie mamy realnych korzyści albo nakład pracy jest niewspółmierny do osiągniętych rezultatów.
W permakulturze fascynuje mnie właśnie to, że jest to system projektowania dla leniwych, eksperymentując przy tworzeniu własnego ekosystemu staramy się osiągnąć jak najlepsze efekty przy jak najmniejszym nakładzie pracy.
Cytując klasyka, jak to zrobić, aby się nie narobić ?